Zawczasu wziąć pod uwagę propozycje dobrze życzących im osób, które miały dla nich innej opcje, albo przyjąć wsparcie oferowane później.
Skoro większość środowiska w Polsce nie miała jaj, żeby zająć już nawet nie zdecydowaną, ale choćby odrobinę empatyczną postawę wobec tego co się zdarzyło?
Istotą ruchu jest mimo wszystko pewne sieciowanie i wzajemne poleganie na sobie w podstawowym zakresie (…) Jeśli nie można liczyć nawet na to (…)
Być może zakładasz, że “odrobinę empatyczna postawa” musi się przejawiać w jakiś konkretny sposób i dla tego jej nie zauważasz?
Nie mogę się wypowiadać za cały kraj, chociaż to co widziałem i słyszałem nie pokrywa się z twoim przekonaniem jak rzecz wygląda. Za swój kolektyw zresztą też nie, bo taką mamy politykę. Ale z tego co widziałem moja perspektywa jest taka, że wiele osób mogło czuć się zmuszanych do bardzo konkretnych i daleko idących posunięć w ramach tego “podstawowego zakresu pomocy”, sugerowanie jakichkolwiek innych było traktowane jak zdrada, a efektem nie podjęcia tych jedynych słusznych było odmawianie uszanowania przestrzeni do wewnętrznej dyskusji innych grup, czy komunikaty na temat tego, że “będą tańczyć na naszych grobach”, “pluć nam w twarz” etc, co ogranicza chęć do dalszej współpracy, chociaż dalej ją oferowano.
Tak jak pisałem wcześniej istotnym problemem tej dyskusji jest fakt, że wypowiadają się w niej głównie osoby znające ją z internetowych oświadczeń, które z natury rzeczy bardzo spłycają to co miało miejsce.
Zawczasu wziąć pod uwagę propozycje dobrze życzących im osób, które miały dla nich innej opcje, albo przyjąć wsparcie oferowane później.
Pierwsza rzecz zalatuje właśnie takim “starsi wiedzą lepiej, nie rób tego co robisz”. Ofc w kontekście samych działań aktywistycznych, celowo pomijam całą sprawę związaną z Syreną. To, jak kto działa i jakich narzędzi używa to naprawdę jego sprawa, nawet jeśli popełnia przy tym błędy - dopóki nie naraża innych ofc. A co do rzeczy drugiej: w obliczu narracji które słyszałam jeszcze przed 5 grudnia trudno mi uwierzyć w dobrą wolę zdecydowanej większości głośno zaangażowanych. Choć nie mogę wątpić w to, że pewne kroki, np. ze strony grup z którymi jesteś związany, były podjęte i pewnie nawet były bardziej wyważone od tego, co wygaduje tak zwane środowisko. Osoby pomagające w tych słynnych mediacjach z Dimą mówiły mi, że to wyglądało momentami jak shitshow, bo dumny typek wymachiwał ludziom nożem przed oczami, a obowiązującą reakcją na to były słowa typu “on już tak po prostu ma, taki charakter”. Na pewno zaangażowanie paru krewkich typków z Rozbratu w proces mediacyjny i w “wizje lokalne” (po których zaczęli rozpowszechniać jakieś bzdety o tym, gdzie da się dorzucić cegłą, gdzie była CZERWONA ŻARÓWKA, albo o tym że “politycznego uchodźcę wyrzuca się z domu”) było pomysłem delikatnie mówiąc poronionym. Ale nie mogę negować, że na miejscu był też z pewnością ktoś, komu zależało na realnym rozwiązaniu konfliktu i że szczerze próbował to zrobić. Na pewno nie było to jednak środowisko Rozbratu, ani WSL - to drugie miało wręcz paskudny interes w pozbyciu się elementu “wrogiego ideologicznie”, a biorać pod uwage jakiego sortu ludzie z tym stowarzyszeniem wciąż współpracują, jest to podłość koszmarna.
Nie chce mi się tez przesadnie idealizować wyrzuconej strony, bo to serio nie o to w tym chodzi - ja wiem, oni mają te swoje wycyzelowane i emocjonalne komunikaty stawiające wiele rzeczy na ostrzu noża, swój sposób bycia i tak dalej. Ja sama nie przyjaźnię się nawet z ich grupą, a kontakty z poszczególnymi osobami mam mocno sporadyczne. W sprawach tego typu nie idzie jednak o to, kto był święty a kto przeklęty (to przecież ulubiona rozgrywka prawicy: George Floyd dilował narkotykami, więc zasłużył na śmierć) tylko o to że zdarzyła się rzecz, która w ruchu wolnościowym po prostu nie ma prawa się zdarzyć. A jeśli się już zdarzyła, podłością było przedstawianie jej przez różne środowiska jako jakiegoś rodzaju triumfu, “zabezpieczenia stanu posiadania” (sic!), albo rzekomego ratowania uchodźcy politycznego przed represjami (xD). To, że ofiara nie była super sympatyczna, nie uprawnia osób rozpowszechniających te narracje do kwestionowania tego, co się wydarzyło. Bo sorry, ale jakby we mnie rzucali petardami i odpierdolli taki szit jak wtedy, to też w tym momencie przestałabym być jakkolwiek powściągliwa w retoryce. Więc nie zganiajmy tego na te nieszczęsne oświadczenia.
Rozciągasz 2-3 osoby z Poznania na środowisko Rozbratu, co moim zdaniem nie jest uczciwe, bo nigdy nie słyszałem, żeby mieli od Rozbratu jakikolwiek oficjalny mandat do działania w tym temacie, albo żeby jakkolwiek reprezentowali to środowisko. Jeśli już to raczej uczestniczą w jednej z luźno powiązanych inicjatyw - ale mogę się tu mylić, nie sprawdzałem tego wątku.
Co do ich wypływu na proces - myślę, że eufemistycznie to ujmując nie pomógł, ale podobnie zaangażowanie osób z zewnątrz po “drugiej stronie”. I nie chodzi mi o to, że należy wszystko załatwiać “po cichu, żeby nikt się nie dowiedział”, chociaż też sytuacja, gdzie cały kraj żyje problemami z jednym mieszkańcem jakiegoś domu to jakaś patologia. Chodzi mi o to, że po obu stronach angażowały się osoby mocno motywowane emocjonalnie i swoją relacją do zaangażowanych, co w swoistym sprzężeniu zwrotnym znowu podnosiło emocje w całej sytuacji i dodatkowo utrudniało jej rozwiązanie.
Przedstawienie alternatywnej do oczekiwanej propozycji rozwiązania konfliktu przez kolektyw z zewnątrz spotkało się z ponad godzinną rundą wyrażania bólu, zawodu, poczucia zdrady etc. z różnym poziomem bezpośredniości i pasywnej agres wobec osób przedstawiających stanowisko kolektywu, po powrocie z czego część delegacji odmówiła dalszego uczestnictwa w tym procesie nie chcąc się więcej mierzyć z takim sposobem komunikacji (i to głównie osoby niemęskie, delegacja miała równy parytet z tego co pamiętam). Nawiasem mówiąc wszelkie te osoby z Poznania itd zaczęły się pojawiać wobec takiego sposobu rozmowy na przestrzeni miesięcy jako “wsparcie” dla osoby, która była “zakrzyczana”. W to ostatnie (słowo) akurat jestem gotów wierzyć po tym co widziałem w kulturze dyskusji tego miejsca na przestrzeni lat i ze swojego własnego imigrancko-aktywistycznego doświadczenia. I ponownie - absolutnie rozumiem rozżalenie osób bezpośrednio dotkniętych sytuacją i uznaje je za zasadne. Ale mam też wrażenie, że to wcale nie ich głos wybrzmiewał tam najmocniej. Jasne, osoby były tam po to, żeby głos słabszych mógł dostatecznie wybrzmieć - rozumiem i uznaję tę koncepcję. Wydaje mi się jednak, że w pewnych sytuacjach może dochodzić do nieświadomej… “licytacji”? kto popiera osoby postrzegane przez siebie jako ofiary bardziej, mocniej i dobitniej to przedstawi. Takie były w tym konflikcie z obu stron, ze swoimi poziomami komunikacji często niezrozumiałymi dla drugiej strony. Efektem wbrew, chciałbym wierzyć - dobrym, intencjom może to powodować spiralę i eskalację konfliktu bo jego rozwiązanie wymaga mimo wszystko zrozumienia perspektyw/sytuacji stron. Albo dołów z wapnem, bo trochę nie rozumiem jak inaczej miałoby to być rozwiązywane, jeśli nie empatią i porozumieniem.
Co do drugiego akapitu - serio mam wrażenie, że środowiska przedstawiające to jako jakikolwiek triumf są bardzo wąskie i pewnie znacznie bardziej widoczne w internecie (ponownie, FB celowo podbija widoczność kontrowersyjnych treści dla swoich celów). Na żywo nawet co bardziej trzeźwi sprawcy przemocy w finalnym akcie tego dramatu przyznają, że był to “błąd”. Jeśli nie rozumieli tego od razu, to ban na inne miejscówki, bojkot ich działań i efektywne odcięcie od większej części środowiska mogło w tym pomóc. Oczywiście nie wszyscy, ale ludzka psychika tak działa, że ludzie mają potrzebę udowodnienia sobie, że cokolwiek co się robi było uzasadnione i sprawiedliwe. W każdym razie, moje odczucie jest takie, że absolutnie większość faktycznie działających ludzi w kraju uznaje całe to wydarzenie za absolutną porażkę i coś co nie powinno mieć miejsca. Z pewnością są różnice w ocenie zaangażowanych stron, ale raczej nie wydarzeń jako takich.
Rozciągasz 2-3 osoby z Poznania na środowisko Rozbratu, co moim zdaniem nie jest uczciwe, bo nigdy nie słyszałem, żeby mieli od Rozbratu jakikolwiek oficjalny mandat do działania w tym temacie, albo żeby jakkolwiek reprezentowali to środowisko.
Nie muszą. Swoimi kanałami dowiedziałam się o słynnym spotkaniu na Rozbracie gdzie padły słowa o “ostatecznym rozwiązaniu kwestii Syreny” w dość bojowym tonie. Sam Rozbrat nigdy też nie odciął się ani nie potępił działań ludzi z “luźno związanych inicjatyw”. Żaden FB nie musiał mi tego podbijać, ci ludzie sami robili dymy na zamkniętych grupkach, gdzie żadne algorytmy nie mają znaczenia. Sami przedstawiali się jako ekipa zaangażowana w mediacje, podczas gdy dobrze wiemy że na żadnych mediacjach im nie zależało i takowych nie prowadzili.
Chodzi mi o to, że po obu stronach angażowały się osoby mocno motywowane emocjonalnie i swoją relacją do zaangażowanych, co w swoistym sprzężeniu zwrotnym znowu podnosiło emocje w całej sytuacji i dodatkowo utrudniało jej rozwiązanie.
Ale tak to jest z konfliktami - nie byłaby potrzebna tak długa mediacja ani specjalne środki zaradcze, gdyby nie istniały silne emocje i silne przekonanie o swojej racji. To z reguły jest zarzewiem i paliwem konfliktu. Niestety, ale spokojne debaty bez emocji są luksusem osób wyjątkowo uprzywilejowanych i będących wysoko na społecznej drabinie, a więc i takich, które mogą pozwolić sobie na to, by mieć w dupie przedmiot sporu. Większość z nas do takich nie należy, więc to naturalne że będzie podkurw. Oglądając niektóre odcinki “Sprawy dla Reportera” też można mieć poczucie, że ci ludzie przesadzają, że żrą się o gówno, że mogliby się uspokoić, ale no cóż, łatwo nam to oceniać z naszej perspektywy. Dla nich to często sprawa całego życia.
Nie wiem, czy dało się ten konflikt rozwiązać w sposób zadowalający dla kogokolwiek, nie było mnie na miejscu podczas mediacji i tylko po pobieżnej znajomości charakterów pewnych osób mogę sobie wyobrazić, jak mogły wyglądać. Zwykle w takich sytuacjach dzieją się rzeczy których nie chcemy robić, padają oskarżenia których nie chcemy rzucać i obelgi, których nie chcemy kierować do nikogo - a jednak się dzieją. Pewnie gdyby chodziło tylko o słowa czy o ton, to byłoby to łatwiejsze do rozwiązania, ale niestety chodziło też o pewne problemy natury że tak powiem materialnej.
No i zakładamy tu jednak, że po obu stronach była dobra wola, nawet jeśli ukryta pod stosem obelg, oskarżeń o zdradę, itp. Ja niestety nie jestem o tym przekonana. Nie mówię, że po stronie Przychodni występował sam cynizm, a po stronie Syreny - sama niewinność, bo rzadko życie działa w ten sposób. Ale jeśli mamy poznawać rzeczy po owocach, to te owoce są zgniłe. I każą wątpić w dobrą wolę przynajmniej części aktorów zaangażowanych w to wydarzenie - np. WSLu, który ewidentnie grał na prowokację i że tak powiem wygodne umoszczenie się w przestrzeni. Nieprzypadkowo forsowali narrację, w której osoby idące na czele ataku nazwano “mediatorkami” i oskarżano syreniarzy o rzekomo niesprowokowane strzelanie do nich z wiatrówek. I nie czarujmy się, że WSL to inna organizacja, nie mająca bezpośredniego związku ze skłotem, bo to po pierwsze nieprawda (została włączona do tego “kolektywu społecznego” na Syrenie), a po drugie to gdybym nie zgadzała się z tym, co rozmaite wiesztorty myślą i robią, nie wzięłabym ich towarzyszy na taką akcję. To wyklucza spontaniczność i pokazuje, że musiało to być planowane przynajmniej od pewnego czasu. Od jak długiego, to wiedzą już pewnie tylko osoby zaangażowane. Ja po tym co się stało nie umiem zawierzyć w dobre intencje.
Na żywo nawet co bardziej trzeźwi sprawcy przemocy w finalnym akcie tego dramatu przyznają, że był to “błąd”.
Kurczę, prawie wzruszające. Szkoda że, nwm, nie przybrało to jakiejś bardziej namacalnej formy, nawet jakiegoś głupiego “przepraszam” (domyślam się że ofiary nie wybaczą tak łatwo i nie będą się nagle wszyscy całować, no ale jak się zjebało to robi się to i tak, bez liczenia na cokolwiek, bo to się przyzwoitość nazywa).
środowiska przedstawiające to jako jakikolwiek triumf są bardzo wąskie i pewnie znacznie bardziej widoczne w internecie
Tak, to prawda, aż tak pojebani to jednak nie jesteśmy.
W każdym razie, moje odczucie jest takie, że absolutnie większość faktycznie działających ludzi w kraju uznaje całe to wydarzenie za absolutną porażkę i coś co nie powinno mieć miejsca
A ja ile razy poskrobię to dokopuję się do czegoś w rodzaju “no źle wyszło ale oni sobie by nie dali przetłumaczyć”, albo wręcz “no źle wyszło bo teraz tamci mają historię męczeńską”. Nie mówiąc już o odwadze cywilnej do jakiekolwiek publicznego potępienia zdarzenia, bez rozmywania i relatywizowania win. Bo serio, w rozmywanie to można się było bawić przed 5 grudnia, wtedy był czas na przekrzykiwanie się o tym, kto jest tu chujem a kto nie chce porozumienia. Po tym co się odstawiło powinny pójść jasne i jawne wyrazy potępienia dla tego co miało miejsce. Tymczasem w tym temacie środowisko chowa głowę w piasek. To, co mówisz publicznie też jest ważne, bo przestajesz tworzyć atmosferę “nie mów nikomu co się dzieje w domu”, zwłaszcza jeśli twoją ambicją polityczną jest ponoć “przebudowa społeczeństwa”. Nie trzeba do tego żadnej gloryfikacji ofiar.
A wyszło jak wyszło i zdaje się że co do zasady to wszystkim to pasuje. Może przykro że w ten sposób, że takie rzeczy musiały się dziać, ale przynajmniej porządek panuje w Warszawie.
Zawczasu wziąć pod uwagę propozycje dobrze życzących im osób, które miały dla nich innej opcje, albo przyjąć wsparcie oferowane później.
Być może zakładasz, że “odrobinę empatyczna postawa” musi się przejawiać w jakiś konkretny sposób i dla tego jej nie zauważasz?
Nie mogę się wypowiadać za cały kraj, chociaż to co widziałem i słyszałem nie pokrywa się z twoim przekonaniem jak rzecz wygląda. Za swój kolektyw zresztą też nie, bo taką mamy politykę. Ale z tego co widziałem moja perspektywa jest taka, że wiele osób mogło czuć się zmuszanych do bardzo konkretnych i daleko idących posunięć w ramach tego “podstawowego zakresu pomocy”, sugerowanie jakichkolwiek innych było traktowane jak zdrada, a efektem nie podjęcia tych jedynych słusznych było odmawianie uszanowania przestrzeni do wewnętrznej dyskusji innych grup, czy komunikaty na temat tego, że “będą tańczyć na naszych grobach”, “pluć nam w twarz” etc, co ogranicza chęć do dalszej współpracy, chociaż dalej ją oferowano.
Tak jak pisałem wcześniej istotnym problemem tej dyskusji jest fakt, że wypowiadają się w niej głównie osoby znające ją z internetowych oświadczeń, które z natury rzeczy bardzo spłycają to co miało miejsce.
Pierwsza rzecz zalatuje właśnie takim “starsi wiedzą lepiej, nie rób tego co robisz”. Ofc w kontekście samych działań aktywistycznych, celowo pomijam całą sprawę związaną z Syreną. To, jak kto działa i jakich narzędzi używa to naprawdę jego sprawa, nawet jeśli popełnia przy tym błędy - dopóki nie naraża innych ofc. A co do rzeczy drugiej: w obliczu narracji które słyszałam jeszcze przed 5 grudnia trudno mi uwierzyć w dobrą wolę zdecydowanej większości głośno zaangażowanych. Choć nie mogę wątpić w to, że pewne kroki, np. ze strony grup z którymi jesteś związany, były podjęte i pewnie nawet były bardziej wyważone od tego, co wygaduje tak zwane środowisko. Osoby pomagające w tych słynnych mediacjach z Dimą mówiły mi, że to wyglądało momentami jak shitshow, bo dumny typek wymachiwał ludziom nożem przed oczami, a obowiązującą reakcją na to były słowa typu “on już tak po prostu ma, taki charakter”. Na pewno zaangażowanie paru krewkich typków z Rozbratu w proces mediacyjny i w “wizje lokalne” (po których zaczęli rozpowszechniać jakieś bzdety o tym, gdzie da się dorzucić cegłą, gdzie była CZERWONA ŻARÓWKA, albo o tym że “politycznego uchodźcę wyrzuca się z domu”) było pomysłem delikatnie mówiąc poronionym. Ale nie mogę negować, że na miejscu był też z pewnością ktoś, komu zależało na realnym rozwiązaniu konfliktu i że szczerze próbował to zrobić. Na pewno nie było to jednak środowisko Rozbratu, ani WSL - to drugie miało wręcz paskudny interes w pozbyciu się elementu “wrogiego ideologicznie”, a biorać pod uwage jakiego sortu ludzie z tym stowarzyszeniem wciąż współpracują, jest to podłość koszmarna.
Nie chce mi się tez przesadnie idealizować wyrzuconej strony, bo to serio nie o to w tym chodzi - ja wiem, oni mają te swoje wycyzelowane i emocjonalne komunikaty stawiające wiele rzeczy na ostrzu noża, swój sposób bycia i tak dalej. Ja sama nie przyjaźnię się nawet z ich grupą, a kontakty z poszczególnymi osobami mam mocno sporadyczne. W sprawach tego typu nie idzie jednak o to, kto był święty a kto przeklęty (to przecież ulubiona rozgrywka prawicy: George Floyd dilował narkotykami, więc zasłużył na śmierć) tylko o to że zdarzyła się rzecz, która w ruchu wolnościowym po prostu nie ma prawa się zdarzyć. A jeśli się już zdarzyła, podłością było przedstawianie jej przez różne środowiska jako jakiegoś rodzaju triumfu, “zabezpieczenia stanu posiadania” (sic!), albo rzekomego ratowania uchodźcy politycznego przed represjami (xD). To, że ofiara nie była super sympatyczna, nie uprawnia osób rozpowszechniających te narracje do kwestionowania tego, co się wydarzyło. Bo sorry, ale jakby we mnie rzucali petardami i odpierdolli taki szit jak wtedy, to też w tym momencie przestałabym być jakkolwiek powściągliwa w retoryce. Więc nie zganiajmy tego na te nieszczęsne oświadczenia.
Rozciągasz 2-3 osoby z Poznania na środowisko Rozbratu, co moim zdaniem nie jest uczciwe, bo nigdy nie słyszałem, żeby mieli od Rozbratu jakikolwiek oficjalny mandat do działania w tym temacie, albo żeby jakkolwiek reprezentowali to środowisko. Jeśli już to raczej uczestniczą w jednej z luźno powiązanych inicjatyw - ale mogę się tu mylić, nie sprawdzałem tego wątku.
Co do ich wypływu na proces - myślę, że eufemistycznie to ujmując nie pomógł, ale podobnie zaangażowanie osób z zewnątrz po “drugiej stronie”. I nie chodzi mi o to, że należy wszystko załatwiać “po cichu, żeby nikt się nie dowiedział”, chociaż też sytuacja, gdzie cały kraj żyje problemami z jednym mieszkańcem jakiegoś domu to jakaś patologia. Chodzi mi o to, że po obu stronach angażowały się osoby mocno motywowane emocjonalnie i swoją relacją do zaangażowanych, co w swoistym sprzężeniu zwrotnym znowu podnosiło emocje w całej sytuacji i dodatkowo utrudniało jej rozwiązanie.
Przedstawienie alternatywnej do oczekiwanej propozycji rozwiązania konfliktu przez kolektyw z zewnątrz spotkało się z ponad godzinną rundą wyrażania bólu, zawodu, poczucia zdrady etc. z różnym poziomem bezpośredniości i pasywnej agres wobec osób przedstawiających stanowisko kolektywu, po powrocie z czego część delegacji odmówiła dalszego uczestnictwa w tym procesie nie chcąc się więcej mierzyć z takim sposobem komunikacji (i to głównie osoby niemęskie, delegacja miała równy parytet z tego co pamiętam). Nawiasem mówiąc wszelkie te osoby z Poznania itd zaczęły się pojawiać wobec takiego sposobu rozmowy na przestrzeni miesięcy jako “wsparcie” dla osoby, która była “zakrzyczana”. W to ostatnie (słowo) akurat jestem gotów wierzyć po tym co widziałem w kulturze dyskusji tego miejsca na przestrzeni lat i ze swojego własnego imigrancko-aktywistycznego doświadczenia. I ponownie - absolutnie rozumiem rozżalenie osób bezpośrednio dotkniętych sytuacją i uznaje je za zasadne. Ale mam też wrażenie, że to wcale nie ich głos wybrzmiewał tam najmocniej. Jasne, osoby były tam po to, żeby głos słabszych mógł dostatecznie wybrzmieć - rozumiem i uznaję tę koncepcję. Wydaje mi się jednak, że w pewnych sytuacjach może dochodzić do nieświadomej… “licytacji”? kto popiera osoby postrzegane przez siebie jako ofiary bardziej, mocniej i dobitniej to przedstawi. Takie były w tym konflikcie z obu stron, ze swoimi poziomami komunikacji często niezrozumiałymi dla drugiej strony. Efektem wbrew, chciałbym wierzyć - dobrym, intencjom może to powodować spiralę i eskalację konfliktu bo jego rozwiązanie wymaga mimo wszystko zrozumienia perspektyw/sytuacji stron. Albo dołów z wapnem, bo trochę nie rozumiem jak inaczej miałoby to być rozwiązywane, jeśli nie empatią i porozumieniem.
Co do drugiego akapitu - serio mam wrażenie, że środowiska przedstawiające to jako jakikolwiek triumf są bardzo wąskie i pewnie znacznie bardziej widoczne w internecie (ponownie, FB celowo podbija widoczność kontrowersyjnych treści dla swoich celów). Na żywo nawet co bardziej trzeźwi sprawcy przemocy w finalnym akcie tego dramatu przyznają, że był to “błąd”. Jeśli nie rozumieli tego od razu, to ban na inne miejscówki, bojkot ich działań i efektywne odcięcie od większej części środowiska mogło w tym pomóc. Oczywiście nie wszyscy, ale ludzka psychika tak działa, że ludzie mają potrzebę udowodnienia sobie, że cokolwiek co się robi było uzasadnione i sprawiedliwe. W każdym razie, moje odczucie jest takie, że absolutnie większość faktycznie działających ludzi w kraju uznaje całe to wydarzenie za absolutną porażkę i coś co nie powinno mieć miejsca. Z pewnością są różnice w ocenie zaangażowanych stron, ale raczej nie wydarzeń jako takich.
Nie muszą. Swoimi kanałami dowiedziałam się o słynnym spotkaniu na Rozbracie gdzie padły słowa o “ostatecznym rozwiązaniu kwestii Syreny” w dość bojowym tonie. Sam Rozbrat nigdy też nie odciął się ani nie potępił działań ludzi z “luźno związanych inicjatyw”. Żaden FB nie musiał mi tego podbijać, ci ludzie sami robili dymy na zamkniętych grupkach, gdzie żadne algorytmy nie mają znaczenia. Sami przedstawiali się jako ekipa zaangażowana w mediacje, podczas gdy dobrze wiemy że na żadnych mediacjach im nie zależało i takowych nie prowadzili.
Ale tak to jest z konfliktami - nie byłaby potrzebna tak długa mediacja ani specjalne środki zaradcze, gdyby nie istniały silne emocje i silne przekonanie o swojej racji. To z reguły jest zarzewiem i paliwem konfliktu. Niestety, ale spokojne debaty bez emocji są luksusem osób wyjątkowo uprzywilejowanych i będących wysoko na społecznej drabinie, a więc i takich, które mogą pozwolić sobie na to, by mieć w dupie przedmiot sporu. Większość z nas do takich nie należy, więc to naturalne że będzie podkurw. Oglądając niektóre odcinki “Sprawy dla Reportera” też można mieć poczucie, że ci ludzie przesadzają, że żrą się o gówno, że mogliby się uspokoić, ale no cóż, łatwo nam to oceniać z naszej perspektywy. Dla nich to często sprawa całego życia.
Nie wiem, czy dało się ten konflikt rozwiązać w sposób zadowalający dla kogokolwiek, nie było mnie na miejscu podczas mediacji i tylko po pobieżnej znajomości charakterów pewnych osób mogę sobie wyobrazić, jak mogły wyglądać. Zwykle w takich sytuacjach dzieją się rzeczy których nie chcemy robić, padają oskarżenia których nie chcemy rzucać i obelgi, których nie chcemy kierować do nikogo - a jednak się dzieją. Pewnie gdyby chodziło tylko o słowa czy o ton, to byłoby to łatwiejsze do rozwiązania, ale niestety chodziło też o pewne problemy natury że tak powiem materialnej.
No i zakładamy tu jednak, że po obu stronach była dobra wola, nawet jeśli ukryta pod stosem obelg, oskarżeń o zdradę, itp. Ja niestety nie jestem o tym przekonana. Nie mówię, że po stronie Przychodni występował sam cynizm, a po stronie Syreny - sama niewinność, bo rzadko życie działa w ten sposób. Ale jeśli mamy poznawać rzeczy po owocach, to te owoce są zgniłe. I każą wątpić w dobrą wolę przynajmniej części aktorów zaangażowanych w to wydarzenie - np. WSLu, który ewidentnie grał na prowokację i że tak powiem wygodne umoszczenie się w przestrzeni. Nieprzypadkowo forsowali narrację, w której osoby idące na czele ataku nazwano “mediatorkami” i oskarżano syreniarzy o rzekomo niesprowokowane strzelanie do nich z wiatrówek. I nie czarujmy się, że WSL to inna organizacja, nie mająca bezpośredniego związku ze skłotem, bo to po pierwsze nieprawda (została włączona do tego “kolektywu społecznego” na Syrenie), a po drugie to gdybym nie zgadzała się z tym, co rozmaite wiesztorty myślą i robią, nie wzięłabym ich towarzyszy na taką akcję. To wyklucza spontaniczność i pokazuje, że musiało to być planowane przynajmniej od pewnego czasu. Od jak długiego, to wiedzą już pewnie tylko osoby zaangażowane. Ja po tym co się stało nie umiem zawierzyć w dobre intencje.
Kurczę, prawie wzruszające. Szkoda że, nwm, nie przybrało to jakiejś bardziej namacalnej formy, nawet jakiegoś głupiego “przepraszam” (domyślam się że ofiary nie wybaczą tak łatwo i nie będą się nagle wszyscy całować, no ale jak się zjebało to robi się to i tak, bez liczenia na cokolwiek, bo to się przyzwoitość nazywa).
Tak, to prawda, aż tak pojebani to jednak nie jesteśmy.
A ja ile razy poskrobię to dokopuję się do czegoś w rodzaju “no źle wyszło ale oni sobie by nie dali przetłumaczyć”, albo wręcz “no źle wyszło bo teraz tamci mają historię męczeńską”. Nie mówiąc już o odwadze cywilnej do jakiekolwiek publicznego potępienia zdarzenia, bez rozmywania i relatywizowania win. Bo serio, w rozmywanie to można się było bawić przed 5 grudnia, wtedy był czas na przekrzykiwanie się o tym, kto jest tu chujem a kto nie chce porozumienia. Po tym co się odstawiło powinny pójść jasne i jawne wyrazy potępienia dla tego co miało miejsce. Tymczasem w tym temacie środowisko chowa głowę w piasek. To, co mówisz publicznie też jest ważne, bo przestajesz tworzyć atmosferę “nie mów nikomu co się dzieje w domu”, zwłaszcza jeśli twoją ambicją polityczną jest ponoć “przebudowa społeczeństwa”. Nie trzeba do tego żadnej gloryfikacji ofiar.
A wyszło jak wyszło i zdaje się że co do zasady to wszystkim to pasuje. Może przykro że w ten sposób, że takie rzeczy musiały się dziać, ale przynajmniej porządek panuje w Warszawie.